Ja mógłbym wypowiedzieć się o Łodzi na podstawie 1 roku woj-leku cywilnego, jak to wygląda. Nie chciałbym tylko przesadzić z treścią i być nieobiektywny, ale spróbuję.
Przede wszystkim, Łódź wyróżnia się brakiem klasycznych szpilek na anatomii i dysproporcją w trudności dwóch semestrów. Nie chodzi nawet o samą ilość egzaminów, a raczej ogólnie zaliczeń i obowiązkowych obecności + regularnej nauki. Na anacie dużo zależy od prowadzących, sylabusy są raczej przeładowane i na każde zajęcia trzeba dużo materiału opanować. Potem dużo zależy od prowadzącego, na ile potrafi to uporządkować i coś wnieść. Z jakością preparatów bywa różnie, z pokazywaniem od strony praktycznej też. Kolokwia semestralne są z wykładów profesora i z Graya, ale o takie pierdoły, że zdawalność lek-lek + woj-lek 5-10% potrafiła być tradycją. Zwykłe praktyczno-teoretyczne proste. Egzamin letni - jest giełda, ale pytania są tak trudne, że nieraz nie ma w Bochenku odpowiedzi. Ciężka rzecz do przyswojenia, zdawalność 50% w tym roku na woj-leku.
Histologia to też, wykłady basic, ale na kolokwia teoretyczne lecą przypisy z Zabla i inne takie, bardzo ciężko zdać. Praktyczne też trudne, bo mnóstwo opisów do wkucia razem z rozpoznawaniem. Poza wyjątkami nieprzyjazna katedra. Biofizyka to przyjemne zajęcia, języki raczej też i inne michałki. Bardzo fajni ludzie na roku. Zajęcia z wf-u spoko. Biologia medyczna trwająca oba semestry - straszny syf, zwłaszcza kolokwia, ale na szczęście można poprawiać. W drugim semestrze jednak nakładało się to z innymi ciężkimi przedmiotami i też egzamin był niedaleko, więc było terminów mniej. Ogólnie w drugim semestrze różnica jest kolosalna.
Dochodzą wredne panie z parazytów, które kończą się niby kolokwium (test na 100 punktów ze znajomości konspektów i Deryły na pamięć) + praktyczny z opisami w krótkim czasie. Dużo marnowania czasu też było na chemii, strata czasu na seminariach, laborki w miarę spoko, wejściówki na wszystko, wykłady od czapy przeważnie, egzamin tydzień po kolosie (bez zachowania odstępu na poprawki, ale chociaż było proste). Zawracanie gitary kolosem teoretycznym i prezentacją ustną z socjologii. Ja zapamiętałem semestr tak, że nie miałem czasu się uczyć do anaty i histo z powodu natłoku jakichś przedmiotów bzdetów, z których wymagali nie wiadomo czego.
Z chemii to zrobili egzamin z wykładów z kosmosu, zamiast częściowo z ćwiczeń i seminariów (proste), i nikt o tym wcześniej nie wiedział. Tak że trzeba się przyzwyczaić do chaosu. Na plus, że wiele rzeczy można w dziekanacie mimo wszystko przeciągnąć. I przyjmują wnioski o dodatkowe terminy. Poza tym nie ma warunków i repety, więc jest spina, że się wyleci.
Też naprawdę te giełdy nie wchodzą tak często, zaczęli zmieniać pytania, a są ciężkie przedmioty, jak histo, gdzie to nigdy nie wchodziło. Przestrzegam, że wg mnie II semestr kosztował bardzo wiele nerwów i obfitował też w chamskich prowadzących, niejasne wymagania, poza tymi plusami, jak ludzie, giełdy i dużo terminów. Żeby zdać tę mega ciężką sesję, trzeba być bardzo dobrze zorganizowanym i pojętnym. Dużo wkuwania bez sensu rzeczy nieklinicznych i nieprzydatnych, niestety. A tak poza tym uczelnia ma dobre zaplecze techniczne, rozwija się i unowocześnia. Jest wciąż jedną z najlepszych zalet Łodzi. Ale można ją znienawidzić po pierwszym roku :P
Zapomniałem dopisać, że formułę egzaminu wyraźnie określał w przypadku chemii sylabus i był on złamany, a katedra nie ogarniała też progu zaliczenia. Czyli ta organizacja na uczelni kulejąca i nieprzewidywalność tutaj się pojawia.
@Alan
W komentarzach podajcie opinie o uczelni...
Komentarze obsługiwane przez CComment